Kompozycja oparta jest na prostej sekwencji akordów wzbogaconych kapitalnymi gitarowymi zagrywkami. Jednym z jej znaków rozpoznawczych jest znakomity motyw, chwytliwy do tego stopnia, że tłumy fanów szybko zaczęły go nucić podczas koncertów. Po 3 minutach części zasadniczej następuje rozpędzona koda z solówką Borysewicza. Poprzedzający ją warkot odjeżdżającego samochodu został ponoć zarejestrowany przypadkowo, tuż przy budynku studia. Podczas sesji nagraniowej utworu doszło do kilku przełomowych sytuacji, które zaważyły na przyszłości zespołu Lady Pank. Pierwszą rewolucją było pojawienie się w krakowskim studio po raz pierwszy Janusza Panasewicza. Ubrany w wojskowy mundur wokalista był kompletnie nieświadomy tego, co go miało czekać. Wokalny debiut Panasewicza w zespole, jak to w życiu bywa, nie obył się bez komplikacji. Problem leżał w akcencie piosenkarza, a mianowicie w jego "zaciąganiu", charakterystycznym dla ludzi pochodzących z północno-wschodniej części Polski. Ta cała sytuacja sprawiła, że Jan Borysewicz się załamał i nie widział miejsca w zespole dla nowego wokalisty. Jedynie Andrzej Mogielnicki, cierpliwie pracował z Panasewiczem i w końcu po wielu próbach zespół osiągnął zamierzony cel.
Janek był kompletnie załamany, ja już chyba też, ale bardzo pomógł mi wtedy Mogiel. Nagrałem pięćdziesiąt wersji, wszystkie fatalne. A on nic, odprowadził mnie do hotelu i powiedział: "Prześpij się trzy godziny i wróć- dasz sobie radę. Tylko Ty nie śpiewaj o tej dziewczynie tak, jakbyś przeżywał jej historię, ty masz ją zwyczajnie olać- rozumiesz, beznamiętnie opowiedzieć o niej". Przeleżałem ten czas w hotelu, a Janek został w studiu i zawzięty- nagrał sam tę piosenkę. Nawet nieźle mu to wyszło, ale Mogiel się uparł, że to ja mam zaśpiewać. Nie wiem co się stało, może podziała na mnie jego wiara i zachęta, bo stałem się raptem zupełnie innym człowiekiem.
Janusz Panasewicz
Kolejnym przełomem podczas sesji nagraniowej była rozmowa Mogielnickiego i Borysewicza dotycząca kwestii przyszłości zespołu. Do Borysewicza zaczęło docierać, że rola wokalisty nie jest mu pisana i powinien odstąpić ją komuś z lepszymi warunkami głosowymi.
Zacząłem mu perswadować: "Stary, kapela to jest cała organizacja. Jak będziesz stał z przodu, przy mikrofonie, do tego niepewny swojego głosu, to nie ogarniesz całości. A tak masz wokalistę i luz, sam dyrygujesz kapelą z boku. Narzucasz tempo, rytm, kontrolujesz."
Andrzej Mogielnicki
Patrząc z perspektywy czasu, przyznaję Mogielnickiemu rację, bo grając z Lady Pank, miałem czas na ukształtowanie się jako kompozytor i jako gitarzysta. A poza tym ogromna ilość koncertów oraz praca w studio też dały mi dużo potrzebnego doświadczenia. Umocniły też wiarę w to, że trio z moich marzeń wcześniej czy później i tak założę . I Tak się przecież stało. Myślę, że sprawy potoczył się właściwe- wszystko w swoim czasie.
Jan Borysewicz
Słowa piosenki zostały napisane w pokoju hotelu Cracovia, w trakcie odsłuchiwania jednego spośród wielu pomysłów kompozycyjnych Borysewicza, zarejestrowanych na kasecie. Podczas odsłuchu, w pewnym momencie uwagę Mogielnickiego zwróciły proste akordy, z których później powstała piosenka "Tańcz, głupia, tańcz". Inspirację do tekstu podsunęło samo życie, a mianowicie wyjazd tekściarza z narzeczoną do Trójmiasta, latem 1981 roku. Podczas wypoczynku nad Bałtykiem przyszli państwo Mogielniccy spotkali znajomych, którzy zaproponowali im wspólny wieczór w lokalu nocnym "Maxim". Ten wieczór sprawił, że spod pióra Mogielnickiego wyszła historyjka, nawiązująca do panienki lekkich obyczajów sprzedającej swoje ciało za "kolorowy slajd".
Janek przynosił mi na kasecie dziesiątki motywów muzycznych. Jeszcze nie gotowych piosenek, ale jakichś motywów, mniej lub bardziej udanych solówek, które po prostu wyczarowywał. Miał tak, że brał gitarę do ręki i spod palców płynęła chwytliwa melodyjka. Klub "Maxim" to miejsce dziwne i intrygujące. Znałem tego rodzaju warszawskie lokale. Dewizowi goście, panienki, waluciarze, peweksowe papierosy, ale tu nagle zobaczyłem to w jakimś nadwymiarze. Prawie irracjonalnym zagęszczeniu. Na początku było uroczo. Lokal nad morzem, chyba miał jakieś molo czy pomost, ale kiedy zaczął się zapełniać... Marynarze, Szwedzi, Arabowie, miejscowe cwaniaczki, głośna muzyka i dziewczyny. Nie tylko prostytutki, także nastolatki szukające przygód albo- jak to się dziś mówi- sponsora. Popijałem, chłonąłem to całe panoptikum i nagle w tym jesiennym Krakowie, otworzyła mi się jakaś szufladka i zacząłem opisywać tamten wieczór w "Maximie".
Andrzej Mogielnicki
Na płycie LP1, tę piosenkę można usłyszeć w wykonaniu Macieja Maleńczuka.
- Lady Pank. Biografia Nieautoryzowana - Michał Grzesiek